Dzisiaj sie dlugo zbieralismy. Ladna pogaoda, ale dobrze czasem posiedziec w domu. Planowalismy nastepna podroz do krainy gorskich jezior wokol Bariloche. W argentynie mapy wystepuja w skali 1: 4 000 000, albo wcale. W zasadzie to wystarcza, bo miejscowosci sa od siebie bardzo oddalone, a drog niewiele. Jedynym wyjatkiem sa mapy z ACA - narodowego automobilklubu. Wybralismy sie wiec zakupic taka mape. Z jednej strony byla 1 : 1 000 000, a z drugirj miala dwa powiekszenia regionu w ktory jedziemy. ACA ma wielki biurowiec przy Avenida Libertador. Na dole w hallu wystawa starych samochodow (niestety nie wolno dotykac). Nie udalo sie zrobic zdjecia, bo zdechl nam drugi aparat. Mam nadzieje, ze to tylko zakurzone styki baterii, po burzach piaskowych. Pani recepcjonistka skierowala nas na trzecie pietro. Tam w ogromnym open space siedzialo mnostwo zapracowanych pan i panow. Musielismy oderwac z rolki numerek i czekac az sie ktos pojawi przy biurku do sprzedawania map. Stasiek jednak nie chcial czekac - w ramach swojego nowego hobby, poszukiwania wyjsc awaryjnych i gasnic zwiedzil cale biuro. Wszystkim sie przedstawil : "Me llamo Stas de Polonia", "si", "tres y media", "muy bien" etc. Po chwili wszystkie panie sprzedawaly nam mape. Jak juz jedna wybralismy, to pani wypisala nam recznie kwitek z numerem mapy. Musielismy pojsc do kasy w ktorej nikogo nie bylo. Po paru minutach pojawil sie pan , walczyl z karta kredytowa i wydrukowal nam fakture A4. Z faktura wrocilismy do pan po odbior mapy. Razem okolo 30 min...
Potem plac zabaw w centrum Recolety. Stas oczywiscie wycyganil od kogos lizaka. W knajpie lunch, Stasiek znowu dostal lizaka. Odkrylismy nowy zacieniony plac zabaw, z super zabawkami. Niestety z podniecenia Stasiek nie pilnowal "glupiej grawitacji". GG go zaatakowala jednoczesnie w ucho i kolano. Po takim zdarzeniu musial juz wracac na barana. Po drodze zakupy w disco.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz